Wstaliśmy na wycieczkę później niż zwykle. Zbiórkę przy Błoniach mieliśmy o 9:30. I tak się troszkę spóźniliśmy… Ruszyliśmy czerwonym szlakiem. Było nas ponad trzydzieści osób, w tym pięciu przewodników i grupka dzieci. Było dużo liści, połamanych gałęzi i piękna, zupełnie niegrudniowa pogoda. Na szlaku mieliśmy kilka przerw, a i tak szybko doszliśmy do schroniska.
W schronisku kupiłam sobie frytki, a wszyscy wokoło częstowali świątecznymi smakołykami. Były ciasta, pierniczki, ciasteczka, rurki kokosowe, a nawet sałatki warzywne. Prawie wszystkie dzieciaki poszły bawić się w berka na plac zabaw obok schroniska. Troje z nas przewróciło się w czasie zabawy.
Potem zrobiliśmy zdjęcie grupowe i ruszyliśmy w stronę parkingu. Bardzo prosiliśmy rodziców i przewodników, żeby iść zielonym szlakiem wzdłuż toru saneczkowego. Było tam mnóstwo powalonych drzew i gałęzi. Ciężko było pokonywać te pułapki, ale z drugiej strony była to najlepsza zabawa dla najmłodszych. Śmialiśmy się trochę z dorosłych, którzy mieli większe od nas problemy z pokonywaniem przeszkód.
Gdy zeszliśmy zielonym szlakiem do samochodów, udaliśmy się jeszcze na plac zabaw – Anielka, Filip i ja. Niestety, musieliśmy szybko wracać, bo jedno z aut złapało gumę. Na szczęście, gdy do nich dojechaliśmy, opona już była zmieniona.
Wycieczka była fajna. Szkoda, że to już ostatnia w tym roku. (Zosia Baron)